220. DZIEŃ OKUPACJI wtorek 20 lipca 1982 r.
[1382 c.d.] TEKSTY # //Maszynopis:// Do społeczności akademickiej/ Po tzw. weryfikacjach przeprowadzonych przez władzę w środowisku dziennikarskim i wśród pracowników instytucji centralnych przyszła kolej na środowisko akademickie. W naszym przypadku akcja nosi nazwę “przeglądu i oceny nauczycieli akademickich” i wg pism MNSzWiT “powinna służyć zarówno ocenianym pracownikom akademickim, motywując ich do lepszej pracy, jak i doskonaleniu polityki kadrowej”. Na czym polega owe doskonalenie polityki kadrowej wiemy choćby na podstawie przebiegu i wyników “weryfikacji” środowiska dziennikarskiego. Mowa zresztą o tym w cytowanym piśmie. Doskonalenie polityki kadrowej powinno się wyrażać między innymi w “kształtowaniu pozytywnych postaw i zachowań nauczycieli akademickich”. Władze wiedzą, jakie postawy i zachowania są pozytywne i na uczelni mogą zostać jedynie ci, którzy owe postawy i zachowania akceptują. Równocześnie jednak w celu zachowania pozorów trzeba stworzyć wrażenie, że władza działa praworządnie, w trosce o państwo, obywatela i dobro nauki polskiej. W tym celu należy zadbać o pozory legalizmu, wmówić ludziom, że oceny mają charakter merytoryczny, a decyzję podejmą zaufani członkowie ich społeczności. Potem legalnie, bo korzystając z prerogatyw nadanych prawem kaduka komisji wyższego szczebla, usunie się z pracy tych, którzy są niepokorni i tych, którzy się czymś narazili, oraz dla zaciemnienia obrazu pewną liczbę osób przypadkowych. A wszystko to, że spacyfikować, rozbić i zastraszyć środowisko. Na Uniwersytecie ma być ład i porządek. I to właśnie TEN ład i TEN porządek. Czy nasza ocena jest słuszna? Oto fakty: – “przegląd” ma być przeprowadzony niezależnie od tego, że w bieżącym roku akademickim dokonano już merytorycznych ocen okresowych zgodnie z odpowiednimi uchwałami Senatu i Rad
[1383] Wydziałowych, a wyniki tych ocen zostały zakomunikowane zainteresowanym. W skład komisji oceniającej wchodzą przedstawiciele WKO /Wojewódzkiego Komitetu Obrony/, Komitetu Uczelnianego PZPR oraz Komitetów ZSL i SD, jak również przedstawicieli senatu szkoły. W pracach komisji uczelnianej uczestniczy także przedstawiciel MNSzWiT, decyzje komisji wydziałowych są wiążące dla uczelnianej komisji oceniającej, która “powinna przyjąć bądź skorygować oceny dokonane przez komisję oceniającą niższego szczebla, oraz sformułować odpowiednie wnioski osobowe dla realizacji przez właściwe organy”. Komisje niższych szczebli takich wniosków nie formułują. Nie przewiduje się żadnego trybu odwoławczego. Tak więc nie ma co liczyć na to, że “bronią nas dobre komisje wydziałowe”. Przy narzuconych przez MNSzWiT terminach /koniec przeglądu do 20 czerwca/, nie jest możliwe zapoznanie się poszczególnych komisji z dorobkiem naukowym i dydaktycznym zainteresowanych. Przedmiotem oceny, wyznaczonym w pierwszej kolejności, jest “postawa moralno-etyczna i społeczno-polityczna” wyrażająca się w szczególności w akceptacji zasad ustrojowych ujętych w konstytucji PRL, a także wymagań sformułowanych w przepisach prawnych dotyczących szkolnictwa wyższego. Otóż ankieta, która każdemu z nas została przedstawiona do wypełnienia i która stanowi jedyną j a w n ą dla zainteresowanego podstawę oceny, nie zawiera żadnych pytań umożliwiających zajęcie stanowiska w tej kwestii. A zatem ocena w tym względzie musi być arbitralnie sformułowana przez komisję. Nie ulega wątpliwości, że cała ta akcja przeprowadzona jest po to, aby usunąć z uczelni z przyczyn politycznych część naszej akademickiej społeczności. Po stronie władzy jest siła. Po naszej – poczucie własnej godności i międzyludzka. Oni walczą o władzę, my o ideały, bez których uniwersytet nie może istnieć. Wzywamy wszystkich członków społeczności akademickiej do poparcia działań władz akademickich, mających na cele nie dopuszczenie do akcji weryfikacyjnej. Wzywamy do niewypełniania ankiet oraz nieudzielania informacji związanych z weryfikacją. Wzywamy do nieuczestniczenia w pracach komisji oceniającej. Wzywamy do odmowy w przypadkach weryfikacyjnych rozmów indywidualnych. Wzywamy do podejmowania wszystkich działań, mogących zakłócić i opóźnić weryfikację. BĄDŹMY SOLIDARNI W PRAWDZIE, BYŚMY NIE BYLI OSAMOTNIENI KIEDY ZAPADNIE ZAKŁAMANIE. / Warszawa 26.05.82 / NSZZ “Solidarność” Uniwersytetu Warszawskiego/ #
[1384] # //Maszynopis:// S Z A N S E I S E N S D Z I A Ł A N I A / CELE/ Wielu z nas, zagubionych i zaskoczonych biegiem wypadków, które spadły na pełne nadziei społeczeństwo i zdemaskowały wroga ostatecznie – zadaje sobie, jak niegdyś Lenin, pytanie: co robić? Bo że trzeba coś robić, choćby dla podtrzymania własnej godności, ale przecież nade wszystko dla przyszłej Polski – większość z nas nie wątpi. Aby wiedzieć co robić trzeba jasno uzmysłowić sobie jakie cele są do osiągnięcia. Cele, które jednoczyłyby przytłaczającą większość Polaków to: niepodległość, pluralizm polityczny oraz zdobycze socjalne i prawa obywatelskie – jak w innych krajach naszego kręgu kulturalnego, tj. w krajach Europy zachodniej i północnej. SPOSOBY / W dyskusjach pojawiają się dwie drogi, które możemy obrać dla zbliżenia się do tych celów. Jest to “kadaryzacja” /rozwiązanie węgierskie/ i “finlandyzacja” / rozwiązanie czy status fiński/. Omówmy obie te możliwości odrzucając inne, jako marzenia pozbawione na razie podstaw. KADARYZACJA / Kadaryzacja. Czy jest możliwa w Polsce lat 80-tych? Trzeba przyznać, że Węgrom przyniosła ona status materialny bliski rozwiniętym krajom zachodu. Jakim kosztem? Bagatelka! Czerwona gwiazda na parlamencie, czerwone /choć mocna zakurzone, zdezelowane i – nieremontowane/ gwiazdy na bramach fabryk, i co najgorsza: czerwone gwiazdy, nie! nie w sercach: na ustach! Kto miał okazję do oficjalnych kontaktów – przekonał się, że mowa oficjalna to znany i u nas z dawnych lat sland kremlowski, którym nasi bracia nadal zatruwają i upokarzają się wzajemnie. Czy byłoby to możliwe w Polsce posierpniowej? Nie wołaliśmy “Chleba”, choć go było mało, wołaliśmy “Prawdy”. Po to był Sierpień! To robotnicy postanowili zrzucić z karku udekorowane czerwoną gwiazdę jarzmo wołu roboczego i odnaleźć utraconą godność pracy, godność z której zostali wyrzuci przez swoich “socjalistycznych” pracodawców w osobie państwa ludowego! TROCHĘ HISTORII / Kiedy w 1956 roku z naszych kopalń i fabryk zrzucano znienawidzone czerwone gwiazdy – Kadar w Budapeszcie objął z rąk Kremla władzę nad zniewolonym narodem. Miał, o ironio! sytuację łatwiejszą, niż nasz Gomułka i jego późniejsi następcy. Poprzednik Kadara, krwawy Rakoczy wyrżnął w czasach stalinowskich dość dokładnie swoich komilitonów partyjnych – starą moskiewską gwardię! Kadar startował z nową partią z nowymi ludźmi. Uniknął
[1385] przynajmniej części polskich obciążeń./ Tu dochodzimy do drugiej istotnej różnicy. Rosjanie są dla Węgrów obcymi barbarzyńcami ze Wschodu, dopustem bożym, który pojawił się nagle u ich bram. Polska ma z Rosją długie wieki wspólnej historii i długie tradycje oporu przeciw ekspansji imperium rosyjskiego na zachód. Przez szczerych Rosjan uważa jest za “bękarta traktatu wersalskiego”, którego istnienie jest dziwaczną pomyłką dziejów, wartą naprawienia /naprawiono w 1939 r., zob. pakt Ribbentrop-Mołotow/. Długowiekowe sąsiedztwo w warunkach rosyjskiej ekspansji rodziło w Polsce kolejne pokolenia zdrajców, będących na żołdzie Moskwy, od Branickich do Olszewskich. Zdrajców wykształconych w tamtejszych szkołach najpierw carskich później partyjnych, antyszambrujących u dworu lub w sekretariatach członków politbiura. Od tej zmory – od targowiczan – wolne były Węgry. Niemałe to ułatwienie! JEDNAK NIE KADARYZACJA / Czy więc kadaryzacja jest w Polsce możliwa? Z pewnością nie przybliży osiągnięcia wymienionych na wstępie celów. Może uczynić jarzmo lżejszym – ale go z nas nie zdejmie! Również ze względów psychologicznych – nie jest po tym, co si wydarzyło w Polsce po Sierpniu, do przyjęcia. Wszak nie wołaliśmy: “chleba”, wołaliśmy: “prawdy”! Poza tym zważmy, że jeden kaprys Moskwy uczynić może z Węgier Polskę stanu wojennego, choć pozycję swoją budowały ćwierć wieku! I to jest motyw decydujący: dla obecnego pokolenia Polaków ćwierć wieku – to za dużo! Kadaryzacja jest po prostu przedsięwzięciem nieopłacalnym: 25 lat trzeb by czekać żeby osiągnąć…. co? Pełny garnek i żadnych gwarancji? Przecież nie wołaliśmy: “chleba”, wołamy: “Prawdy”! A nawet pełny garnek za ćwierć wieku, kiedy dzisiejsze niemowlęta staną się rodzicielami, a dzisiejsi rodzice – emerytami? czy to nie za długo? Czy warto przeżyć życie z taką perspektywą? FINLANDYZACJA I … JAŁTA / Jeśli więc odrzucimy kadaryzację – zastanowić się wypada nad finlandyzacją. Finlandyzacją byłaby przyjęciem statusu Finlandii, całkowicie niezawisłej w swoich poczynaniach gospodarczych, mniej w polityce wewnętrznej /ściśle sterowana oględność opinii publicznej wobec zawsze przewrażliwionego wielkiego sąsiada/ i jeszcze mniej w polityce zagranicznej, w której ostentacyjnie przestrzegana jest zasada neutralności, jednak ze stanowczym otwarciem ku Zachodowi. / W przeciwieństwie do kadaryzacji – finlandyzacja wymaga jednak zmiany
[1386] porozumień jałtańskich. Ponieważ nie leży to w mocy Polaków – trzeba zastanowić się, jakie czynniki sprzyjają takiej zmianie. Stąd wynikną zadania – i dla nas. WOJNA – NIE! / Przede wszystkim odrzucić trzeba kolejną wojnę światową jako narzędzie do zmiany jałtańskiego status quo. Wojny nikt nie pragnie! Ludzie w Związku Radzieckim mają zbyt dobrze w pamięci okropieństwa poprzedniej, Zachód, poza Stanami Zjednoczonymi – patrzy tylko swego doraźnego interesu, którym jest dobrobyt. /Nawiasem mówiąc, wojny może pragnąć Kreml: zjednoczenie sfrustrowanego biedą społeczeństwa, błogosławiony stan wojenny, w którym nawet atrapy prawa wiesza się na kołku, a opozycjonistów na szubienicy, no… i ta słodka myśl, że po ataku atomowym pszenicy wyrośnie jak zwykle 8 kwintali z hektara a gęb do wyżywienia może być o kilkadziesiąt milionów mniej!/ Ale wojnę należy tak czy owak odrzucić, choćby tylko ze względów moralnych. STRUKTURALNE SAMOBÓJSTWO SYSTEMU / Podstawowym i obiektywnie działającym czynnikiem sprawczym zmiany obecnego status quo w Europie, w tym imperium radzieckim – jest sama materialistyczna dialektyka dziejów. / Teraz niech czytający te słowa agent SB odłoży na chwilę spracowaną pałkę i sięgnie, jeśli umie względnie biegle czytać – po podręcznik marksizmu-leninizmu/. Otóż tzw. stosunki produkcji /np. forma zarządzania gospodarką, stopień wykorzystania nauki dla rozwoju, infrastruktura społeczna itd./ we wszystkich państwach bloku radzieckiego – hamują rozwój sił wytwórczych /tj. najogólniej: postępu technicznego/. Radziecki model komunizmu, który zwany będzie dalej bolszewizmem /aby nie mieszać go z komunizmem europejskim/ – wyrósł na gruncie wielowiekowej tradycji bizantyjskiego despotyzmu w Rosji i przybrał z konieczności /inteligencję, która nie zdążyła w porę zbiec – wyrżnięto/ wypraktykowane przez wieki formy państwowości i nawyki zarządzania społeczeństwem. Stąd chłop /już kołchozowy/ – glebae ad scripti, stąd zsyłki i łagry, stąd demokracja – to anarchia a konstytucja /jeśli żądać jej przestrzegania/ – to kontrrewolucja. Ta niemal feudalna struktura władzy traktująca społeczeństwo nie podmiotowo /”wszelka władza pochodzi od ludu”/ ale przedmiotowo /”naczelstwo łudsze znajet” – a społeczeństwo, to stado roboczego bydła ma “małczat i słuszat”/ – otóż struktura ta zderzyła się z nowoczesną technologią, która jest dla niej barierą nie do pokonania! / Otóż odpowiedź, dlaczego nowe te-
[1387] chnologie i licencje kupuje się w krajach o “starych”, kapitalistycznych formacjach społecznych. Oto dlaczego “socjalistyczne” produkty są i muszą być gorsze jakościowo, bardziej energo- i materiałochłonne, wreszcie brzydsze i gorzej wykończone od swych “kapitalistycznych” odpowiedników. Oto dlaczego gospodarka zarządzana bardziej przez oddanych /najważniejsze kryterium “nomenklatura”/ aniżeli przez kompetentnych – musi być niewydolna i nie może zaspokoić “stale rosnących” potrzeb społeczeństwa na … chleb, buty czy słoninę. Są to wszystko sprzeczności między rozwojem sił wytwórczych a stosunkami produkcji będące źródłem tzw. “sytuacji rewolucyjnej” w przededniu której stoi rosyjskie imperium radzieckie i której nie może uniknąć /tak głoszą zasady marksistowskiego materializmu historycznego!/. / W innych, bardziej rozwiniętych krajach europejskich bloku radzieckiego sprzeczności te dojrzały wcześniej: w 1956 w Polsce i na Węgrzech, w 1968 w Czechosłowacji, w 1970, 1976 i 1980 znów w Polsce. Za każdym razem wybuch był przez rosyjski i lokalny bolszewizm siłą krwawo stłumiony a nigdy nie wymagałoby wprowadzenia reform gospodarczych /naturalna gra sił ekonomicznych/ i demokratyzacji życia społecznego, co byłoby wprawdzie zwycięstwem socjalizmu naukowego, ale samobójstwem bolszewizmu. SAMOSTANOWIENIE NARODÓW / Drugim ważnym czynnikiem, który sprzyja zmianie status quo bez wojny jest dążność zniewolonych przez bolszewicką Rosję narodów Związku Radzieckiego do samostanowienia. Tradycyjnie błędna polityka ruchu robotniczego w tzw. “kwestii narodowej”, datująca się od czasów “płomienia rewolucji” – Róży Luksemburg przy znanej “dumie narodowej” /czyt. nacjonalizmie/ Wielkorusów” doprowadziła do tego, że Rosja Radziecka pozostała więzieniem narodów o tyle gorszym od Darskiego, że doprowadziła metody ucisku i wynaradawiania do perfekcji i spotęgowała totalitaryzm władzy dzięki nowoczesnej technice./ Tak więc zarówno obiektywne prawa ekonomiczne jak i aspiracje narodów podbitych, w tym krajów Europy wschodniej są czynnikiem sprzyjającym dezintegracji imperium bolszewickiego a tym samym – zmianie porozumień jałtańskich w przyszłości. Problem tylko – jak odległej? Stąd zadania dla nas: wzmacniać gdzie kto może oddziaływanie tego czynnika. RÓWNOWAGA MILITARNA – TO JUŻ NASZA WYGRANA / Błędy systemowe – to śmiertelna choroba tocząca bolszewizm od wewnątrz. Podlega on także silnemu działaniu destrukcyjnemu od zewnątrz, prze-
[1388] de wszystkim wskutek wyścigu zbrojeń. Obie strony zabezpieczyły się wprawdzie przed wybuchem wojny, obie jednak palą pod jej kotłem! Ale wyścig zbrojeń nakręcający koniunkturę na Zachodzie – przytłacza niewydolną gospodarkę krajów bloku radzieckiego brzmieniem nie do podźwignięcia. Imperatyw zbrojeń wyklucza jakąkolwiek poprawę sytuacji ekonomicznej ludności i podsyca jeszcze w ten sposób płomień wewnętrznego niezadowolenia, który gdy wybuchnie – zmiecie bolszewizm skuteczniej niż dywizja żołnierzy i flotyllę lotniskowców. A przede wszystkim zrobi to taniej, bo i …. własnymi rękami “komunistów”, czyli między innymi nas. Tak więc inwestowanie w wyścig zbrojeń jest z punktu widzenia Zachodu podwójnie opłacalną formą uzyskania przewagi. Choć uderza to w nas – nam może przynieść wolność. POLSKI HANDICAP / Z tego punktu widzenia niepokorna, niespokojna Polska to najbardziej opłacalna inwestycja obronna Zachodu. Wpakowane w nas dwadzieścia kilka miliardów -t o śmiesznie mała cena za zachwianie pewności siebie Moskwy, na zaszczepienie zarazy wolności wśród robotników bolszewickiego imperium. Powstanie w przeciągu trzech miesięcy 10-milionowej Solidarności to skala nienawiści do niewoli, to także skala niepewności radzieckiego imperializmu w strategicznym punkcie na drodze do Europy. Mówiąc cynicznie: Zachód zrobi wiele, aby polski kocioł stale wrzał, ale wrzeć w nim będzie polska krew i cierpienie. Taki, tragiczny niestety, jest nasz wkład w dzieło własnego wyzwolenia. I to jest też naszą mocą: wszelkie nasze działania dowodzące, że Polska jest niepewnym ogniwem strategicznym bloku – obiektywnie osłabiają moskiewskie imperium a zatem będą wspomagane na arenie międzynarodowej przez Zachód. /np. prolongata spłat długów za przywrócenie swobód obywatelskich itd./. Moskwie pozostanie: zniszczyć Polskę i Polaków /co jest technicznie do wykonania/ bądź ją wyizolować. Ryzyko pierwszego rozwiązania istnieje, jednak bez walki – czeka nas to samo, choć trochę /dwa, trzy pokolenia/ później. Nie ma więc wyboru: trzeba być niewygodnym, trzeba walczyć. CZY KREML WOLI KAPITALIZM CZY SOCJALIZM? / Można zaryzykować twierdzenie, że Kreml łatwiej pogodzi się z kapitalizmem, który jest jego uświęceniem, podręcznikowym wrogiem /i papierowym raczej tygrysem/, aniżeli jakimkolwiek innym od radzieckiego modelu socjalizmu /czechosłowacki “socjalizm z ludzką twarzą”, jugosłowiański “socjalizm
[1389] rynkowy” czy wreszcie polski – z niezależnym, autentycznym ruchem związkowym/. Nie kapitalizm jest głównym wrogiem bolszewizmu, lecz żywa ideologia marksistowska, której zmumifikowane szczątki trzymane są w krajach bloku w hermetycznym zamknięciu na ołtarzach kultur państwowego, którego kapłani dawno już stali się niewierzącymi! Ideologia, która jest zakazana jako przedmiot studiów /nie mylić z katechizacją/, przedmiot rozwoju i zainteresowań w społeczeństwie – pod groźbą anathemy /”rewizjonizm”/. Ideologia, której oficjalna wykładnia jest monopolem nie wierzącego w nią w gruncie rzeczy aparatu… Dopuszczenie do zakwestionowania ortodoksji i udowodnienie w praktyce, że istnieją lepsze modele oparte na współczesnej myśli socjalistycznej końca XX wieku – to samobójstwo bolszewizmu. Dlatego odnowa w Polsce musiała zostać stłumiona nawet kosztem kolejnej kompromitacji Kremla: lepiej być skompromitowanym niż nie być w ogóle! /czy zresztą woda może być bardziej mokra?/ JEDNAK FINLANDYZACJA! / Dlatego pokusa finlandyzacji jest, jak to mówiliśmy wyżej, wielka. Liczne czynniki sprzyjają tej drodze. Wyizolowanie Polski na zasadzie “trędowatego” /Boże co za szczęście…/ w zamian za gwarancje strategiczne /”korytarz”, baza?/ i ścisłą neutralność – oto co wydaje się możliwym do osiągnięcia w przyszłości, a więc godnym walki dziś! Na więcej przyjdzie poczekać dziesiątki lat: finlandyzację może udałoby się osiągnąć w następnym polskim zrywie, kto wie czy nie za 10-15 lat? / Czy tak wyizolowana, neutralna Polska miałaby być krajem o socjalistycznym czy kapitalistycznym sposobie gospodarowania nie jest sprawą najistotniejszą: Kreml ze względów ideowych z pewnością łatwiej zniósłby odstąpienie od socjalizmu aniżeli jego udoskonalenie /oto dylemat dla polskich komunistów/. Jeżeli więc finlandyzację uznać jako cel możliwy do osiągnięcia w przyszłości, co należy robić dziś? Nad czym skupić wysiłki? GWÓŹDŹ W BUCIE / Rzut okna na mapę jest konieczny i pouczający: w tym wielkim, zbutwiałym, szytym z ludzkiej skóry zleżałymi nićmi XIX-wiecznej doktrynie Marksa, bolszewickim bucie – możemy być tylko gwoździem! Być gwoździem w bucie – to nie zły i jak na razie chyba jedyny możliwy cel na lata 80-te. Niech każdy krok będzie bolesny, niech utrwala przekonanie, że coś z tym gwoździem trzeba zrobić, a przynajmniej, póki co – jakoś go odizolować. Co zatem należy czynić? Jak cel
[1390] generalny przełożyć na codzienną praktykę życia? Jaką zajmować postawę? / W świetle tego co powiedzieliśmy wyżej aktywność Polaków na rzecz wolnej ojczyzny wpisana powinna być w dwie relacje: relację zewnętrzną: Polska-Moskwa i relację wewnętrzną naród-reżim. Relacja pierwsza, nadrzędna, powinna przebiegać w myśl “gwoździa w bucie”. Relacja druga ma służyć stworzeniu warunków dla skutecznego działania pierwszej. / Aby być efektywnym “gwoździem w bucie” należy doprowadzić do utrwalenia i dalszego doskonalenia przekonania Kremla, że Polska jest partnerem niepewnym strategicznie i politycznie. Niepewność strategiczna Polski powoduje dodatkowe obciążenie Rosji koniecznością utrzymywania w Polsce i wokół niej dodatkowych kontyngentów wojska dla zabezpieczenia szlaków komunikacyjnych i ewentualnej interwencji bezpośredniej, gdy kolejni słudzy Kremla zawiodą /nota bene taki właśnie wydaje się przebieg wypadków w najbliższej przyszłości: nieudolność junty i dalszy upadek gospodarczy kraju na to wskazują/. Dalej utrwalić należy uzasadniony historycznie brak zaufania Rosji do żołnierza polskiego jako instrumentu ujarzmiania własnego narodu i jako sojusznika w jej imperialistycznych przedsięwzięciach /np. nie wydaje się, aby poborowi w pokoleniu “S” mogli być skutecznie użyci do “obrony socjalizmu” np. w Czechosłowacji/. / Poza niepewnością strategiczną powinniśmy utrwalać uzasadnione przekonanie Kremla zrodzone jeszcze w latach 40-tych, kiedy obsadzał kluczowe stanowiska w Polsce swoimi kreaturami, że Polska jest niepewnym partnerem politycznym. Niepewność polityczna polskiego ogniwa r radzieckim bloku pociąga za sobą skutki dwojakiego rodzaju: po pierwsze, stanowi źródło groźnej infekcji w postaci autentycznego ruchu robotniczego /”S/, głębokiego u Polaków poczucia demokracji i swobód obywatelskich. “Musi to na Rusi, a w Polsce jak to chce”/ żywionego przez wszystkie klasy i warstwy społeczne. Posierpniowi Polacy nie nadają się do kontaktów z obywatelami krajów ościennych z ZSRR na czele i niosą też tam, poza funkcjonariuszami, idee “S”. Po wtóre, komuniści polscy, którym już Stalin nie dowierzał i których partię w latach 30-tych rozwiązał – zawsze w swej masie byli przede wszystkim Polakami. W końcu lat 70-tych, a szczególnie po Sierpniu pełni byli poszukiwań, zdawali sobie – od prostego robotnika do działaczy ekonomicznych wysokiego szczebla – sprawę z antagonistycznych sprzeczności systemu i z jego wad strukturalnych.
[1391] Więcej, czując siłę mas robotniczych i demokratyczne obyczaje “S” zaczęli uważać demokratyczne formy życia społecznego za własne /vide: IX Zjazd PZPR – pierwszy i jedyny w bloku radzieckim zjazd partii komunistycznej o demokratycznej procedurze wyborczej i swobodnej dyskusji podczas obrad/. Partia jaką stała się PZPR po Sierpniu przestała być partią typu bolszewickiego a to przez: autentyczną aktywizację swoich mas członkowskich i zbyt demokratyczny statut. /Nie bez znaczenia jest tu uzasadniony kompleks winy i moralny katzenjammer członków./ Tak więc na partię polską Kreml nie może liczyć – stąd obecny stan wojenny. Jaka partia odrodzi się po bezceremonialnym rozgromieniu jej przez pułkowników Jaruzelskiego razem z tak kurczowo bronioną po Sierpniu “nomenklaturą” /czyt. żłobem/ – nie wiadomo. Najlepsi ludzie ją opuścili. Był to dla nich dramatyczny konflikt sumienia. Czy ci, co zostaną, zechcą zaakceptować bolszewickie metody i obyczaje? Tzw. “baza robotnicza” – z pewnością nie. Stąd właśnie niepewność Moskwy i niepewność tę trzeba podsycać faktami. MODERATO! / Omówmy z kolei drugą relację, relację wewnętrzną: naród-reżim. jak już powiedzieliśmy relacja ta ma przede wszystkim funkcję służebną wobec celu generalnego, jakim byłaby finlandyzacja. W niej mieszczą się działania mające na celu osłabienie reżimu wojennego /a jeśli kiedyś zostanie odwołany – powojennego/ i samoobronę społeczną. Bogatemu arsenałowi metod i sposobów samoobrony społecznej poświęcić warto odrębne opracowanie. Zatrzymajmy się więc teraz nad niezbędnym dla nas działaniem zmierzającym do osłabienia, zmiękczenia, paraliżowania, tj. moderowania reżimu. / Narzucona narodowi przez Jaruzelskiego et consortes niebezpieczna gra w wojnę opiera się w samym założeniu na istnieniu co najmniej dwóch przeciwnych i wzajemnie zwalczających się stron. Że więc powstaną tak na prawicy jak i na lewicy podziemne ugrupowania bojowe skierowane przeciw reżimowi jest tak pewne, jak fakt, że po zimie nastanie wiosna. Oczywiście należy stanowczo potępić terror indywidualny: pociąga za sobą cały repertuar represji, osiągając w zamian drobną część celu. Jest więc nieracjonalny. Czy jednak wyrok wydany w imieniu sterroryzowanej, milczącej większości jest aktem terroru, czy samoobrony? Doświadczenia okupacji niemieckiej są tu wymowną odpowiedzią! Zresztą powstrzymywanie się od czynnej samoobrony niczego nie zmieni: reżim dla podtrzymania motywów własnego istnienia sfabrykuje dowolną liczbę spektakularnych aktów “kontrre-
[1392] wolucji” /a jakże, z działaczami “S” w roli głównej/ i przepisze je osobom lub grupom osób, których nazwiska już od dawna na to czekają w sejfach na Rakowieckiej. To tylko kwestia czasu! Nie ma się więc czym krępować! wojna to wojna! / Zgoda, że nie metodą terroru indywidualnego, ale należy osiągnąć to, aby co aktywniejsze psy i .winie czuły się w tym kraju niepewnie! Niech bojaźliwie oglądają się wychodząc z domu, jadąc przez miasto, przemierzając ulice! Niech boją się samotności, niech boją się ludzi /Jak teraz aparatczycy boją się jak ognia robotników, niech boją się przebywać poza swoim bełkotliwym stadem, poza dobrze strzeżonym przez gwardię pałacową chlewem! Dla ludzi słabych, których jedynym oparciem /i to też zawodnym: vide Gomułka, Gierek, i ich komilitoni/ jest cudzy bagnet, strach jest bardzo skutecznym czynnikiem moderującym. DŻUDO / Nie każdy nadaje się do działalności tak trudnej i specyficznej, jak czynna samoobrona. Każdy za to może i powinien robić co się da, a da się wiele, aby wyniszczać przeciwnika jego własnymi siłami, tj. w myśl podstawowej zasady dżudo. Znający dżudo, nawet mały, niepozorny człowieczek rozgromi stado pewnych siebie zbiór, bo stosuje chwyty w których siła napastników rzuca ich samych na łopatki. Zasada dżudo w zastosowaniu do dnia dzisiejszego to: wykorzystywać sprzeczności stanu wojennego, dwuwładzę /komisarze!/, nonsensowne zarządzenia centralne i lokalne, wzajemnie wykluczające się polecenia i przepisy. Każdy człowiek pracy, od robotnika do profesora, znajdzie ich w swojej działalności zawodowej dziesiątki. Należy praktycznie udowodnić, że gorliwym wypełnianiem przepisów zablokować można gospodarkę skuteczniej, niż strajkiem. Że nie “anarchia “S” a bezmierna tępota w mundurze niczym nie różni się od cywilnej! / Dalej, należy stwarzać sytuacje w których funkcjonariusze reżimu zmuszeni byliby /oj! jak tego serdecznie nie lubią!/ do myślenia i zachodzenia w głowę, jak pogodzić sprzeczne przepisy, jak wybrnąć z konkretnej sytuacji, żeby nie “podpaść” naczalstwu. Niech spijają to skisłe piwo sami: z najdrobniejszą sprawą tego typu udajmy się wyżej, nie bierzmy na siebie rozwiązywania rzeczy nierozwiązywalnych. Niech rośnie piramida nonsensu. Nam ona już w niczym nie szkodzi – reżim musi pod nią zgiąć grzbiet! Blokujemy ośrodki władzy pytaniami o interpretację, wykładnię, instrukcję –
[1393] – a sami gromadźmy dla asekuracji “podkładki” – kuriozalne dossier czasów głupoty i pogardy. Niech ta władza będzie goryczą, niech zwątpią – to już pierwsze stadium rozmiękczania, które musi z przyczyn obiektywnych nadejść, a którego nadejście należy przyspieszyć. Reasumując: metoda dżudo ma służyć: 1. blokowaniu lege artis gospodarki, 2. zachwianiu i odebraniu pewności siebie funkcjonariuszom reżimu. ŻÓŁW / Żółw to okupacyjny symbol biernego oporu zniewolonego narodu. Jest to skoro nie można oficjalnie strajkować – nasza najsilniejsza broń. Broń bardzo prosta w użyciu wobec całkowitego rozstroju i stopniowego rozpadu gospodarki. Tylko swoboda, twórcza aktywność i inicjatywa wszystkich mas, pracujących ciężko ludzi, mogłaby przeciwstawić się postępującemu kryzysowi. O to zabiegał rząd w rozmowach z “S” i to była najmocniejsza oferta “S” na rzecz wychodzenia z kryzysu. Nie mogła być przyjęta, bo swoboda i wolność wykluczały dyktaturę najemników Moskwy. Niechaj i dziś nie będzie dana! Żółw: pracuj wolniej, bądź gorliwy: żadnych odstępstw od technologii /warunek nie do spełnienia!/, żadnych niezgodnych z dokumentacją materiałów /warunek nie do spełnienia!/, żadnych części o wymiarach nie “trzymających” tolerancji /warunek nie do spełnienia/. Żądaj i nie bierz na siebie ryzyka z powodu odstępstw. Nie wykazuj w tym żadnej inicjatywy: jesteś traktowany jak niewolnik – pracuj jak niewolnik! / Czy to moralne? – ktoś zapyta. Czy nie należy dać z siebie więcej niż zwykle? Przecież tylko własną pracą… itd. Otóż: nie! Im więcej zrobisz, tym więcej twego potu będzie roztrwonione. Ty pracujesz ciężko od tylu lat a dorobiłeś się … 26 mld długów. Zwiększenie wysiłku czy czerpaniu wody sitem? To absurd! Dobrze pracować muszą wszyscy, z władzą włącznie. Ta władza za jedyny swój cel ma… utrzymanie się przy władzy. Wszystkie zabiegi prawne, ekonomiczne, polityczne /które w końcu nie wystarczyły/ i militarne /na ile lat wystarczą?/ temu i tylko temu celowi służyły i służą. Racja stanu Moskwy a nie dobro narodu ich suprema lex est. / Popatrz na ludzi u władzy, tych samych od lat. Nie są to ludzie, do których możesz mieć zaufanie, że nie zmarnują twojego wysiłku. przeciwnie! Ciągłość ich władzy gwarantuje, że będzie on zmarnowany na pewno! Dlaczego: żółw, pracuj wolniej! / Miej cierpliwość, wytrwaj, przyszłość jest nasza! Nie bądź bierny, nie oglądaj się na innych – działaj! / Gradient / #
[1394] # //Maszynopis:// Z cyklu: gry i zabawy ludu polskiego / B I E G W W O R K A C H: / /przyczynek do dyskusji o związkach zawodowych/ / CO MAJĄ ROBIĆ ZWIĄZKI ZAWODOWE / Jakie są zadania związków zawodowych w krajach “realnego socjalizmu”? Z pewnością walka o swobody obywatelskie, ten dziwny /choć akceptowany w Helsinkach/ wymysł dekadenckiej Europy zachodniej /swobody widziane jako dobro samo w sobie/ nie może być obiektem działania związków zawodowych w krajach, gdzie “władza należy do ludu pracującego miast i wsi”. Już ta władza odpowiednie swobody “zabezpieczy”! / Może więc prawa polityczne? Stalinowskie doświadczenia wypracowały tu dwie ciekawe formuły: że związki zawodowe są szkołą rządzenia szerokich mas i że są “transmisją” linii politycznej partii. Slogan o szkole rządzenia” trzeba w Polsce posierpniowej wykluczyć: masy robotnicze i chłopskie wzięły go na serio. Toć to niebezpieczna droga ku przepaści prawdziwej dyktatury proletariatu, jak niektórzy nazywali epokę Solidarności, dyktatury przeciwko której trzeba było wytoczyć czołgi i karabiny maszynowe, choć sprawowana była w ramach konstytucji, formami łagodnej choć stanowczej perswazji. Nie! Udział szerokich mas społeczeństwa w rządzeniu – trzeba odłożyć do archiwum rewolucji i najlepiej o tym nie wspominać! / Jakże więc z “transmisją linii partii do szerokich mas społeczeństwa? I to hasło, choć kiedyś popularne – dziś jest nie do przyjęcia, bowiem zakłada, że: 1. istnieje jakaś “linia partii” /niegdyś utożsamiana z interesem np. miejscowego kacyka, racją stanu ZSRR, ideą-fix jakiegoś wysoko postawionego dyletanta itd./. 2. związkowcy zechcą tę linię transmitować /niby dlaczego?/ do szerokich mas ludzi pracy. 3. masy ludzi pracy niczego tak nie pragną, jak realizować /słuszną!/ linię partii /np. zadłużyć kraj na następne 26 mld. dol. / / Praktyczniej więc byłoby dla obu stron dalej udawać, że związki zawodowe nie oddziaływują politycznie. Cóż więc im pozostaje? No oczywiście! Dbałość o interesy ekonomiczne i socjalne mas robotniczych. Tu jednak czai się kolejna zasadzka: na straży tych interesów stoi ludowe państwo i walczy o nie z właścicielami środków produkcji /ludowym państwem!/. Walka ludzi pracy, ich związków zawodowych z pracodawcami /państwem/ jest więc z natury rzeczy antypaństwowa i pachnie kontrrewolucją! / Jednak wypada, aby oczywista i szeroko w krajach zwycięskiego socjalizmu praktykowana wolność zrzeszania się znalazła
[1395] świadectwo i w ruchu związkowym. No jakże to… ani delegacji związków zagranicznych nie przyjąć, ani doświadczeń z towarzyszami z Krasnojarska nie wymienić…. Poza tym taka CRZZ – toż to cudowny kosz na odpadki kadrowe i przechowalnia trupów politycznych. CO NAM ZOSTAŁO Z TYCH LAT / Coś jednak tym związkom trzeba dać do roboty. Najlepiej takie bliskie, ludzie sprawy: a to rajstopy rozdzielić, a to spływ kajakowy, a to jabłka. … Kiedyś było jeszcze socjalistyczne współzawodnictwo pracy: podpuścić tych głupich roboli, niech sami z siebie pot wyciskają, niech kultywują ethos wołu pociągowego /a my sobie tymczasem… gabinet odnowy, safari, dziewczynki/. Dziś pozostało z tego wszystkiego niespełnione marzenia o zaangażowaniu woli i inicjatywy mas w przezwyciężeniu kryzysu. Tu trzeba przyznać rację towarzyszom z kierownictwa: bez naszego zaangażowania nie ma wyjścia z kryzysu! To “S” miała być organizatorem i gwarantem tego zaangażowania. To przeciwko “S”, przeciwko ludziom pracy wyjechały na ulice, do kopalń i fabryk czołgi i bataliony pałkarzy. Czego więc WRONa oczekuje od “powszechnej dyskusji społecznej” o roli związków zawodowych? / W “dyskusji” tej stale przewijał i przewija się motyw o czynnym udziale związków w dalszym doskonaleniu” gospodarki. jeśli czytelniku, będziesz brał udział w takiej dyskusji, to spytaj towarzysza z prezydium: – czy walka z marnotrawstwem, walka z niegospodarnością jest zadaniem związków? – tak oczywiście, jak najbardziej – odpowie towarzysz z prezydium a dlaczego – zapytasz naiwnie – bo robotnik w naszym socjalistycznym ustroju jest właścicielem środków produkcji. Ile wypracujemy, tyle podzielimy… /tu nastąpi znany bełkot/. – czy wobec tego walka z niegospodarnością na stanowisku pracy jest zadaniem członków związku? – zapytasz z radosnym podnieceniem. – Oczywista – odpowie towarzysz z prezydium. – a w całym naszym wydziale produkcyjnym? – ciągnij dalej Jak najbardziej! a w skali przedsiębiorstwa? I w skali przedsiębiorstwa. A w skali zrzeszenia /lub resortu/? Tu Towarzysz z prezydium trochę straci rezon, ale będzie musiał brnąć do końca i pewnie wybąka, że – w zasadzie tak. A w skali kraju? – przyciśnij go do muru. Teraz towarzysz z prezydium skapuje, że wpadł w sidła /nie wykluczone, że zorientuje się wcześniej/ już na szczeblu resortu/, więc zacznie ględzić od rzeczy, bo musiałby związkom zawodowym w socjalizmie /”klasa robotnicza właści-
[1396] cielem środków produkcji”/ przyznać funkcję polityczną, a nie dekoracyjną. Zmieć więc front. Zapytaj: – no to do jakiej sumy walka z marnotrawstwem i niegospodarnością jest dopuszczalna dla związków zawodowych a od jakiej jest zarezerwowana wyłącznie dla władzy? Czy milion złotych – to jeszcze związki zawodowe, a miliard dolarów -t o już władza? My, ludzie prości, proszę, niech towarzysz poda jaka jest granica? / Na to pytanie towarzysz jednak nie odpowie /co rano/. Nie odpowie dlatego, że system bolszewicki, zmuszony w chwili swych narodzin do zainstalowania instytucji nazwanej: związki zawodowe – nigdy nie dopuścił do ich rzeczywistego funkcjonowania, ponieważ naruszyłoby to monopol władzy aparatu ubecko/NKWDowsko/ – partyjnego na rzecz socjalistycznego pluralizmu. REGUŁY ZABAWY / W krajach “realnego socjalizmu” gospodarka – to odpustowa zabawa w “bieg w workach”. Do rytualnych reguł tej gry należy szeroka dyskusja społeczna: aby trzymać worek z przodu czy z tyłu, może przewiązać importowanym sznurkiem, czy lepiej deptać czy wykonywać skoki /oto dyskusje ekonomiczne trzydziestolecia!/. Ale z a w s z e w w o r k a c h bo taka jest reguła zabawy w socjalizm. W tych kategoriach reżimy krajów “socjalistycznych” widzą rolę i zadania związków zawodowych, taki był nasz, “branżowy walc”. Kto powie: “a może by tak, koledzy, biec normalnie, bez worka, bo to i szybciej i wysiłek mniejszy” – ten łamie reguły gry, głosząc oczywistą kontrrewolucję. / Tak więc związkowiec i związek zawodowy, który walczy z przyczynami marnowania złotówek – to zjawisko nieszkodliwe. Niech w tym się wyżywają – nie sięgną po więcej. Lecz jeśli ktoś walczy z przyczynami marnotrawstwa miliardów dolarów – to jest to atak na państwo ludowe, demontaż jego /skorumpowanych/ struktur. A gdzie jest granica? Do ilu złotych można – pytajcie o to towarzyszy z prezydium. Do ilu złotych związek jest dobry, powyżej ilu złotych? Żądajcie odpowiedzi. / A w ogóle – odmawiajcie udziału w “szerokiej wymianie poglądów” mając knebel stanu wojennego na ustach. Niech funkcjonariusze dyskutują między sobą i niech sami biegną w tym worku. My – prędzej czy później – go zrzucimy! / Gradient/ #
# //Maszynopis// A4, dwustronny, pochodzący z ASP Kraków:// ARTYŚCI W STANIE WOJENNYM – pytania i odpowiedzi – luty 1982 / Czy środowisko plastyczne ma
[1397] szanse zamanifestować swoją dezaprobatę stanu wojennego i wynikających z niego szkód dla polskiej kultury? – Tak, to prawda, jesteśmy gromadą ludzi, których najmocniejszą stroną nie jest zdyscyplinowanie, ale myślę, że sumienie ma prawie każdy i właśnie ono powinno narzucić formę protestu. – Cóż zatem powiada sumienie? – Powiada, że wszelka współpraca z WRON jest absolutnie nie do przyjęcia. Jeden z kolegów z Poznania twierdzi, że jeśli my, przyzwoici ludzie nie będziemy kontynuować działalności kulturalnej, to zjawią się na to miejsce pluskwy. otóż święta racja, tyle, że każdy, a zwłaszcza “my – przyzwoici” właśnie w momencie przystąpienia do współpracy stajemy się pluskwami! Krótko mówiąc, należy wstrzymać się od wszelkich działań, z wyjątkiem oczywiście tych, które są niezbędne dla utrzymania się przy życiu, nie dla propagandy WRONy. – Czyli dla chleba. A co dla ducha? Świadomość, że jest się solidarnym z tysiącami internowanych i uwięzionych. Oni siedzą dla nas. A my dla nich nie bierzemy udziału w wystawach, nie urządzamy wystaw indywidualnych. To i tak jest mało. – Przecież w ten sposób grozi nam, narodowi zagłada kulturalna! – No bo analogicznie inne dziedziny sztuki powinny dołączyć się do bojkotu tzw. życia kulturalnego. Tak powinny. Wówczas mielibyśmy do czynienia ze swego rodzaju rewolucją kulturalną. A co do zagłady to i tak od 13 grudnia idzie ona dużymi krokami. Możemy ją powstrzymać właśnie rzez gremialny protest przeciw pozornej normalizacji której tak bardzo pragnie WRONa. – Wygląda na to, że weszliśmy w okres strajków artystów? -Tak. Robotnicy strajkować nie mogą, no więc kolej na nas: KOLEŻANKI I KOLEDZY – strajki!. Bierzemy przykład z OKRĘGU KRAKOWSKIEGO. Tam trzymają się twardo, w Krakowie nie ma ani jednej znaczącej wystawy artystycznej /luty 82/! – Żadnej merytorycznej działalności? – W czasie stanu wojennego żadnej. Nie dajmy się zhańbić, bo hańbą jest kolaboracja z prześladowcą, hańby niczym nie da się zmyć. Ten, komu się zdaje, że nie ma ważniejszej sprawy, niż jego upragniona, tak zazwyczaj trudna do zrealizowania, wystawa – ten bardzo się myli. Ważniejszy jest los najcenniejszych z cennych: internowanych i uwięzionych, w tym intelektualistów, którzy rysowali przed nami szlachetny kształt praworządnej Polski, którzy narażają swoją wolność działając w podziemiu. Pamiętajmy o nich zawsze i wszędzie, w każdej godzinie dnia i nocy, a wówczas sumienie podyktuje nam właściwy sposób
[1398] przeżycia wojennego okresu. / – A może, żeby choć było trochę normalnie, może tak po trochu życie kulturalne znormalnieje? – WRON nie gwarantuje odbudowy polskiej kultury. Niech nikt się nie łudzi. Dopóki trwa przemoc, kultura nie ma szans i tak, co zresztą zostało dowiedzione w latach stalinizmu. A jak widać z metod WRONy władza marzy o założeniu kulturze wędzidła. Dajmy się zaprząc do tego wozu, a będziemy musieli go ciągnąć licho wie jak długo. – Są zatem dwie motywacje bojkotu życia artystycznego, jedna uczuciowa, druga rzeczowa. – Ano, chyba tak. Wszystko dla wolności. Zresztą ów bojkot jest zjawiskiem tylko zewnętrznym, sama twórczość istnieje na szczęście – i jak najbardziej powinna istnieć. Po szoku przyszedł moment refleksji i chęci do pracy. Pracujmy, gromadźmy nasze dzieła, by polska sztuka mogła w odpowiedniej chwili eksplodować bogactwem zyskanym na przeżyciach, jakich ostatnie lata nam nie skąpią. – A co będzie z tymi, którzy korzystając z okazji, wysforują się? – Żukrowskiemu zwrócono książki, Kłosińskiego wyklaskano ze sceny. Natomiast my plastycy nie mamy dotąd sposobu na piętnowanie odszczepieńców… Ale myślę, że trzeba po prostu trzymać się od nich z daleka, niech się czują odizolowani… / P R A C A O R G A N I C Z N A / Coraz częściej słyszę o potrzebie podjęcia pracy organicznej, nikt jednak nie potrafi jej w sposób jednoznaczny zdefiniować. Po kontekście w jakim się pojawia mogę się co najwyżej domyślać, co dla kogo hasło to oznacza. Wykluczając subtelne odcienie znaczeń, możliwości są po prostu dwie: 1/ Jako jeden z elementów oporu przeciw władzy lub 2/ Jako postawa przeciwstawna oporowi. / Myślę że te dwie, skrajne bądź co bądź postawy wnikają z różnej treści, z różnego rozumienia czym ma być praca organiczna. Myślę także że wystarczy definicja jedna, ta z pozycji oporu, a myślę, że definicja ta wykaże, iż postawa druga jest nieporozumieniem służącym samouspokojeniu. Mimo, iż z tej drugiej postawy – tej przeciwstawnej oporowi – potrzebuję pracy organicznej tłumaczy się szumnie historycznie /”w Polsce romantyzm zawsze brał górę nad pozytywizmem i nigdy nam to na dobre nie wyszło”/, lub też wyjaśnia się pragmatycznie /”Negacją z nimi nie wygramy, najlepsze co możemy zrobić to podjąć pracę organiczną”/. / Pytanie najczęściej stawiane na początku wojny polsko-jaruzelskiej w rozlicznych biuletynach, pisemkach i ulotkach brzmi: Co możemy i co powinniśmy robić? Elementami
[1399] każdej odpowiedzi są stwierdzenia: Potrzeby roztoczenia uwagi nad represjonowanymi i ich rodzinami, organizowanie przepływu informacji, podejmowania różnych jednorazowych akcji – a czasem mniej lub bardziej konkretnie mówi się także o różnych formach pracy dla przyszłości. I wszystkie przykładowe postulaty, które w tym ostatnim temacie padły, są niczym innym, jak właśnie propozycją owej pracy organicznej. / Przedmiotem pracy organicznej, czyli pracy dla przyszłości, może być praktycznie wszystko – od spraw najbardziej ogólnych, czyli postaw moralnych, koncepcji politycznych, gospodarczych czy społecznych – po bardzo konkretne zagadnienia dotyczące organizacji związkowych, samorządowych, czy wreszcie zagadnienia będące przedmiotem działania poszczególnych zawodów. / Czyż bowiem nie stoimy wobec pilnej potrzeby wypracowania ich możliwych wariantów przy różnym rozwoju sytuacji? Czyż nie jest nam potrzebne wielkie działanie na rzecz odrodzenia postaw moralnych? Czyż nie przyznajemy zgodnie, że minione półtora roku “Solidarności” było okresem tak aktywnym, przy działaniu na tylu różnych narzuconych nam frontach, że nie starczyło energii ani czasu, by wypracować stabilną strukturę organizacyjną? Stwierdzamy, iż przemiany sierpnia `80 zaskoczyły społeczeństwo, zastały nas nieprzygotowanych do działań o których miesiąc wcześniej się nam nie śniło. Te doświadczenia wyraźnie narzucają kierunek działania obecnie, konieczność podjęcia takich prac dla przyszłości, by żaden możliwy rozwój wypadków nie zdołał nas tym razem zaskoczyć. / Prócz tego istnieje wielka potrzeba podjęcia konkretnych prac zawodowych tak różnych, jak różne są poszczególne zawody. Dyskutowaliśmy o konieczności odkłamania historii, lecz gdyby władze nie stawiały w tym względzie oporu, czy bylibyśmy w pełni do tego przygotowani? Świat wyższych uczelni w minionym roku spalał się w dyskusjach nad kształtem ustawy, ale najbardziej śmiałe postulaty nie wyszły poza ramy narzuconych nam od lat konwencji nauki modelu naukowca. Półtora roku wolności nie potrafiło w obliczu katastrofalnego głodu mieszkaniowego stworzyć choćby szkicowych wizji rozwiązania tego problemu. / To tylko wyrywkowe przykłady, a przecież nie ma w Polsce dziedziny, która nie wymagałaby gruntownej odmiany. Założywszy, że pewnego dnia zaistnieją warunki, musimy się przygotować. Przygotowanie, które możemy w aktualnych warunkach przeprowadzić, składać się powinny z dwóch czło-
[1400] nów: ogólnej koncepcji, oraz wielu szczegółowych konkretów. Tylko podjęcie takiej pracy rozumiem jako pracę organiczną, godną, by ją tak nazwać. Jeżeli ktoś będzie usiłował mi mówić, co się już parokrotnie zdarzyło, że praca organiczna to po prostu wykonanie postawionych nam obowiązków, będą stale przypominał, jak to za Gierka, a wcześniej za Gomułki, byliśmy sumienni – może nie wszyscy, ale wielu się starało / jakie osiągnięcia w nauce, sztuce…/ i co z tego wynikło?… /J. A. Zgliszczak / #
# //Maszynopis:// /z “Solidarności” Informator – Reg. Środkowo – Wschodni – nr 20, Lublin 6.V.82/ / LIST OD CZYTELNICZKI / Do Redakcji “Informatora” / W trzech kolejnych miesiącach – lutym, marcu i kwietniu, przed dniem 13-16 “Informator” zamieszczał apel Zarządu Regionu o zademonstrowanie w tych dniach naszego oporu wobec rządzącej junty. Znamy już ten tekst na pamięć – bojkot imprez rozrywkowych i prasy, gaszenie świateł między 21.00 a 21.15, ciemne ubrania w dniu 16-go każdego miesiąca. / Czy bojkot prasy i imprez daje jakieś efekty, czy jest zauważalny – mogą ocenić ci, przeciwko którym protestujemy. A gaszenie świateł? W lutym, gdy apel pojawił się po raz pierwszy, pomysł gaszenia świateł zachwycił mnie. Wyobraźnia podsunęła obraz: Dochodzi 21.00 miasto ogarnia ciemność, zomole dostają szału, wojewodę szlag trafia, komisarz tupie ze złości… Ale cóż, w lutym nie wyszło. Gasły gdzieniegdzie pojedyncze światła, czasem ktoś zamrugał przed gaszeniem /żeby nie wyglądało na przypadek/ ktoś postawił świeczkę /mąż mówi, że to znany na osiedlu ekstremista/. Powiedzieliśmy sobie z mężem: może apel był trochę spóźniony, jeszcze do ludzi nie dotarł. Ale w marcu… to już my im pokażemy… / … W marcu ten sam ekstremista postawił świeczkę, na szóstym zamrugali, parę innych okien zgasło… W kwietniu nic się nie zmieniło. /14-go kwietnia pytam kolegów z pracy: gasiłeś światło? – Ach prawda zapomniałem! – Światło po co? – Wiesz, czy to ma jakiś sens, co komu z tego przyjdzie że ja zgaszę światło? – Noo… ja nie zgasiłem, no bo po co. Skoro nikt nie gasi? Gdyby ludzie rzeczywiście gasili, to może i ja bym zgasił, ale tak? /Kochani tak nie można! Nie można czekać na siebie nawzajem, czekać aż ktoś inny zacznie, zrobi pomyśli. Bo się doczekamy zupełnego zniszczenia naszego Związku. Może następny apel Zarządu Regionu będzie o papier na “Informator” – powiem sobie: jak inni zaczną dawać, t może i ja się zakrę-
[1401] cę i ze dwie ryzy zdobędę. Inni też tak pomyślą i po “Informatorze” ślad zaginie /przepraszam, nie zaginie bo SB zatrze rączki i podwoi nakład swojej imitacji naszego pisma/. Odwróćmy więc swoje rozumowanie! Jeżeli ja zgaszę światło – kto inny to dostrzeże i też zgasi! A gdy zbliży się 13 – przypominamy o tym naszym kolegom, dyskutujmy, rozmawiajmy o sensie każdego pozornie nie ważnego – solidarnego – wspólnego wystąpienia. Spacery w porze DTV budziły te same wątpliwości /też słyszałem: Po co mam iść, co komu z tego przyjdzie – kto to zauważy…/ a ile krwi napsuły naszym kolegom Wronom! / Wreszcie … Nasz “Informator” ukazuje się od początku wojny. Ktoś go redaguje, ktoś drukuje, ktoś kolportuje. Ci ludzie poświęcają swój czas, ryzykują też sporo. Ja ich za to tylko podziwiam i boję się, żeby nie zwątpili w sens swojej pracy, gdy nie będą widzieli żadnego jej śladu. Pomyśl, może naprzeciw twojego bloku mieszka jeden z tych ludzi, a może ktoś z Zarządu Regionu i od 13 do 16-go wpatruje się w Twoje okno – że może dzisiaj właśnie zgaśnie. P.S. Akcja 12 jest lokalna – po Polsce rozchodzą się nagrania audycji Radia “Solidarność” z kwietnia, w której słyszymy: “Przypominamy, że jutro 13.IV mija czwarty miesiąc stanu wojennego i jak co miesiąc powinniśmy zademonstrować swoją solidarność i swój protest poprzez wygaszanie świateł pomiędzy godz. 21.00 a 21.15. Ten drobny akt wymaga od nas naprawdę niewiele. Wymaga jedynie oderwania się od codzienności. Wymaga chwili pamięci. Pomyślmy wtedy o uwięzionych”.
# //Maszynopis:// WIADOMOŚCI – 8.01.82 / ZOMO – potwierdzają się wiadomości rekrutacji do ZOMO kryminalistów odsiadujących wyroki nie przekraczające dziesięciu lat. W mundurach “strażników praworządności” można spotkać przestępców, którzy niedawno z ławy oskarżonych trafili do więzień. / TERROR – w godzinach wieczornych z ulic miasta “zwijani” są młodzi ludzie. Po wylegitymowaniu wpychani są, mniej lub więcej na siłę, do samochodu /z rejestracją prywatną/ i odwożeni do komend MO jako łamiący prawo stanu wojennego”. Łapacze z ZOMO starają się, aby nie było zbyt dużo świadków. 7-go stycznia o godz. 22.20 patrol ZOMO wyciągał brutalnie, ciągnąc za kołnierz mężczyzn z 9-tki jadącej przez Prokocim. Młodsi, już urodzeni w PRL, o takich praktykach czytali w książkach z czasu wojny. Starsi, pamiętający okupację, zastanawiają się czy takie metody Niemcy
[1402] stosowali. Mimo wszystkich różnic porównanie wypada na niekorzyść ZOMO. / SOLIDARNOŚĆ – praktyki zmuszania pracowników do występowania z “S” są powszechne w instytucjach i urzędach państwowych. Alternatywa jest jedna: Albo wystąpienie z “S”, albo utrata pracy. Decyzja wystąpienia z legalnego związku zawodowego jakim jest “S” pozostawiona jest sumieniu obywatela. Decyzję zwolnienia pracownika z pracy za to, że był i jest członkiem jednego z kilku działających legalnie związków zawodowych, jest naruszeniem prawa polskiego i międzynarodowego. /Należy pamiętać nazwiska tych, którzy takim szantażem jak wyżej zmuszają do występowania ze związku zawodowego. W przyszłości nastąpi rehabilitacja bezprawnie zwolnionych z pracy i ktoś, tym razem imiennie, będzie za to płacił. Znanych jest wiele wypadków, kiedy pracownicy, którzy nie wyrazili zgody na wystąpienie z “S” otrzymali w końcu grudnia wypowiedzenie umowy z pracy. Przypadki takie miały miejsce w Krakowie, a szczególnie nasilone są w Tarnowie. / INTERNOWANI – warunki pobytu w miejscach internowania pogorszyły się. Osoby internowane dotychczas przebywające w Wiśniczu Nowym zostały wywiezione do innego miejsca odosobnienia w Uhercach Mineralnych. Jest to miejscowość położona blisko granicy radzieckiej. / DZIENNIKARZE – w Krakowie działa 13-osobowa komisja weryfikacyjna, której zadaniem jest zmuszanie ich do kolaboracji. Żąda się od nich nie tylko deklaracji o lojalności, ale przede wszystkim określenia siebie jako osoby dyspozycyjnej, tej. wykonującej otrzymane dyspozycje. Ponieważ większość dziennikarzy odmawia współpracy i korzysta z możliwości przejścia na wcześniejszą emeryturę, po zakończeniu weryfikacji na ogół nie będzie można spotkać na łamach prasy znanych nazwisk dziennikarzy. / POKŁOSIE STRAJKU W HiL – Otrzymaliśmy wiadomości o śmierci tych pracowników HiL, którzy w czasie łamania strajku zostali pobici przez ZOMO. Poszkodowani zmarli w domach. Byli to mieszkańcy podkrakowskich wsi. / ZAOPATRZENIE – W dalszym ciągu hamowany jest dostęp towarów na rynek. Dotyczy to zarówno artykułów spożywczych jak i przemysłowych. Fabryki telewizorów, radioaparatów, pralek itp. mają trudności z magazynowaniem swojej produkcji. Wg obliczeń specjalistów od rolnictwa urodzaj zbóż w roku 1981 /20-22 mln. ton/ nie powinien budzić obaw o braki wyżywienia w Polsce, jeżeli tylko zboże to zostanie skonsumowane w kraju. Wg. danych przekazanych do wiadomości GUS – Polska mimo wykazania w `81 mniejszej produkcji niż w latach ubiegłych, przyjmując
UWAGA!
Brak ciągłości tekstu KRONIKI.
Brakuje dokończenia tekstu 220. Dnia Okupacji
Na karcie 220 kończy się numeracja ciągła (s. 1402) oryginalnych kart KRONIKI.