107. DZIEŃ OKUPACJI poniedziałek 29.03.82.
[969] TEKSTY. # //Wystąpienie Wiceprzewodniczącego Komitetu krakowskiego SD Andrzeja Kubasa na Plenum DK SD Kraków-Śródmieście: //Mamy obecnie do czynienia z pewnym cofnięciem się, z pewnym krokiem wstecz od tego niesłychanego ożywienia politycznego: zainteresowania życiem politycznym, jakie panowało od Sierpnia 80 do 13 grudnia 1981 r. Określa się to, całkiem już oficjalnie, jako groźny dla społeczeństwa a także groźny i dla państwa stan apatii społecznej. Po prostu ludzie uważają, że skoro nie mają wpływu na nic, ich poglądy, ich koncepcje, ich nadzieje zostały w jakiś sposób, przynajmniej tak się większości wydaje, pogrzebane, to dalsze uczestnictwo w życiu politycznym staje się trochę pozbawione sensu. Jest to jeden, niestety dość dzisiaj powszechnie zarysowujący się sposób myślenia, który uważam za nietrafny. Bo z tego, że wycofamy się z życia politycznego, nie wynika jeszcze, że zrobią to samo ci, których wycofania się bardzo byśmy chcieli. /Moja sytuacja jest w tej chwili szczególnie delikatna, bo dosłownie kilka dni temu zapadła uchwała CK SD, która wiąże wszystkich członków Stronnictwa jeżeli idzie o wyrażane na zewnątrz oficjalne stanowiska co do oceny wydarzeń, aspektów działalności SD, bo takie są elementarne wymogi działania każdej partii politycznej. Nasi koledzy, którzy reprezentują Kraków w CK, zgodnie ze zobowiązaniem nałożonym na nich przez instancję krakowską prezentowali w toku obrad wyraźnie odmienny punkt widzenia, zarówno na to, co się stało 13 grudnia, jak i odmienny punkt widzenia czy ocenę postępowania CK i perspektyw jego działalności. Pozostawali oni w zdecydowanej mniejszości w stosunku do pozostałych członków CK. Wynik głosowania był bodajże 90 kilka do 8, co obrazuje poglądy i nastroje Prezydium i Plenum KK, które ma na te sprawy odmienny punkt widzenia. Krótko przypomnę, na czym ta nasza odmienność w ujmowaniu oceny wydarzeń politycznych i perspektyw naszej działalności polega. Stanowisko CK zostało natomiast wyrażone w
[970] publikowanej uchwale i wystąpieniu Przewodniczącego CK. /Stanowisko KK jest następujące. To, co się stało 13 grudnia 1981 r. jest tragedią, z każdego punktu widzenia. Nie oceniamy winy każdej ze stron, tzn. kto i w jakim stopniu doprowadził do takiej sytuacji, że doszło w ogóle do podjęcia takiej dramatycznej, bezprecedensowej decyzji jaka zapadła – przyjmijmy – 12 grudnia. Premier Jaruzelski i inni ludzie ze ścisłego kierownictwa państwa i rządu także podkreślali niejednokrotnie – a ta ich ocena różni się diametralnie od entuzjazmu wyrażanego w publikatorach, w TV w szczególności, jak również w wystąpieniach innych pomniejszych osób – iż stan wojenny był złem. Złem koniecznym, ale przecież złem. Złem mniejszym niż to, co mogło się stać, a zdaniem ludzi, którzy podjęli decyzję o wprowadzeniu stanu wojennego mogło dojść do autentycznej wojny domowej, ale przecież jest to zło, a zło, jako coś b. słusznie Passent w “Polityce” określił jako klęskę polityczną, bo fakt, że sięga się po siłę jest dowodem klęski politycznej, dowodem tego, że argumentacja polityczna, odwoływanie się do pewnego rozsądku, realizmu, co rzeczywiście uprawiano ze strony nie tylko niektórych polityków rządowych, ale także co bardziej niezależnych publicystów, nie trafiła do przekonania, zarówno kierownictwu związku zawodowego, jak i wielomilionowym masom. I w tej sytuacji sięgnięcie po siłę jest dowodem na to, że argumentacja polityczna nie trafiła do przekonania. Ludzie rządzący krajem nie zdołali przekonać narodu do swoich koncepcji, do własnej wiarygodności, do tego, że mają rzeczywiście koncepcję, którą można realizować środkami politycznymi. I tak należy oceniać tę dramatyczną decyzję. /Stąd też pewien niesmak budzą entuzjastyczne oceny stanu wojennego jako takiego, wyrażane w najrozmaitszych organach prasowych. To jest czyste nieporozumienie. To jest po prostu dowód na to, że ci, którzy to mówią nie bardzo zdają sobie sprawę z tego, co się tu dzieje w tym kraju, bo entuzjazmować się tym, że kilkadziesiąt lat po wojnie w atmosferze gospodarczego dramatu wprowadza się skalę represji niespotykaną w czasach pokojowych, że
[971] wprowadza się ograniczenia swobód obywatelskich, o jakich się nam od kilkunastu lat w ogóle nie śniło, że wprowadza się pewien rygoryzm polityczny w zakresie dopuszczalności wyrażania własnych przekonań, głoszenia, bronienia ich, o którym dawno zdążyliśmy już zapomnieć od lat 50-tych, że to wszystko naprawdę nie jest powodem do entuzjazmu. Dlatego też KK uważa, że należy do tego wydarzenia podejść z całą powagą, ze smutkiem, jako wydarzenia w historii powojennej dramatycznego. Przyjmujemy ten stan wojenny jako coś co istniej, co zostało nam dane, bez jakiegokolwiek udziału z naszej strony. /Teraz powstaje pytanie: co dalej: Otóż uważamy, że należy przywiązywać istotną wagę do tych fragmentów zarysowanego programu politycznego, a w których mowa jest o tym, że celem stanu wojennego nie może być odwet, nie może być rewanż polityczny, tylko że chodziło o podjęcie dramatycznej decyzji, która miała i ma nadal – miejmy nadzieję – umożliwić w jak najszybszym czasie powrót do normalnego życia, do form demokratycznych i że słowa gen. Jaruzelskiego, iż nie będzie powrotu do sytuacji sprzed Sierpnia, nie oznaczają, że chodzi o powrót do sytuacji sprzed Października 56. /Jesteśmy także zdania, iż należy przywiązywać istotną wagę do tego fragmentu wystąpienia, w którym mówi się, że celem władzy, także władzy wojskowej, bo trzeba rzecz nazwać po imieniu, jest dojście koniec końców do jakiejś formuły porozumienia narodowego. /Przypuszczam, że to co się dzieje na średnich i dolnych szczeblach po 13 grudnia w wielu wypadkach zaprzecza tym deklarowanym intencjom. Jest to niesłychanie dramatyczna i smutna sprawa, bo rozbudzić nienawiść jest bardzo łatwo, ale wygasić ją – niesłychanie trudno. Premier mówi o tym, iż nie może być odwetu i nie może być rewanżu. W zakładach pracy i instytucjach natomiast wygląda to różnie. Władza, która podjęła decyzję tak dramatyczną i szokującą znaczną część narodu, potrzebuje społecznego poparcia, innego n iż tylko to umundurowanie. Bo, rzecz jasna, wojsko i służby bezpieczeństwa i milicja są w stanie utrzymać
[972] władzę, tzn. władzę w sensie najbardziej dosłownym, nagim, stosując siłę. Ale do istoty władzy nie należy tylko przemoc, należy do niej to, że większość społeczeństwa – z różnych pobudek: jedni dlatego, że nie ma innego wyjścia, inni dlatego, że akceptują założenia ideowo-polityczne tej władzy, tej grupy rządzącej – godzi się na pewien stan rzeczy, na pewną sytuację i że polecenia i decyzje wydawane w imieniu tej władzy są wykonywane nie tylko dlatego, że obok stoi czterech takich, którzy są w stanie wymusić to fizycznie, bezpośrednie, ale że przemawia za tym pewne minimum autorytetu. otóż na to, żeby władza miała takie minimum autorytetu, musi mieć pewną bazę społeczną. Także i ta władza, którą w tej chwili uosabiają wojskowi, potrzebuje tego jak ryba wody. /W wielu wypadkach też to, co się dzieje w terenie na dole, to co prezentują środki masowego przekazu, stanowi działanie skierowane w istocie przeciwko zdobyciu przez władzę tego minimum zaufania społecznego. Prowadzone są pod najrozmaitszymi nazwami weryfikacje, które same w sobie nie są złem, bo weryfikacja kadry była postulatem także “Solidarności”, weryfikacja kadr w rozumieniu zniesienia nomenklatury była powszechnym żądaniem w okresie ostatnich kilkunastu miesięcy. A więc nie sama weryfikacja, nie sam przegląd kadr jest złem, tylko kryteria które się stosuje. W wyniku najrozmaitszych takich oddolnych akcji, gorliwości i nadgorliwości odsuwa się od państwa, od władzy, od aktywnej działalności wielu ludzi, którzy tam powinni być, którzy nie powinni odchodzić, ludzi prawnych, uczciwych, szlachetnych, a którzy uważają, że wymagania od nich “piotrowego zaprzaństwa” nie jest zgodne z ich charakterem, strukturą psychiczną, honorem. Takich ludzi należy rozumieć i to właśnie tacy ludzie są nam potrzebni, a nie tacy, którzy wczoraj jeszcze pisali z pianą na ustach coś innego a dzisiaj dokładnie taką samą pianą są w stanie pisać, działać, głosić coś w sposób diametralnie odmienny. Takich ludzi w żadnym społeczeństwie nie brakuje i rządowi, władzy konformiści nie będą potrzebni, bo takich jest zawsze na pęczki. Ale to są ludzie, którzy przy
[973] każdej zmianie wiatru opuszczą ich, zostawią i spuszczą po brzytwie. I nie zostanie z tego nic. To nie jest żadna baza społeczna, na której by władza mogła rzeczywiście swoją rolę w sposób należyty spełnić. /stąd też muszą być spełnione jakieś warunki ku temu, aby jakaś forma akceptacji społecznej dla tego, co się stało, nastąpiła. Bo władza się chyba nie łudzi, że taka akceptacja w tej chwili istnieje. Oczywiście natychmiast wyraził swe poparcie aparat, który był zagrożony w epoce ostatnich kilkunastu miesięcy, to co określało się jako “nową klasę”. To jest tych kilkadziesiąt nawet tysięcy ludzi, dla których istota życia tkwi w tym systemie, który był, bo bez tego systemu są niczym, a w każdym razie prezentują niewiele. I tu grupa wyrazi największe zagrożenie – ruchu rewindykacji społecznej, który miał przyjrzeć się ich rzeczywistym kwalifikacjom, temu co oni naprawdę reprezentują. Ta grupa, to kasta zawsze potrzyma władzę, który chwyci mocno i ona pierwsza pobiegła z poparciem dla tej władzy. Po to, żeby stać się tej władzy niezbędną, żeby władza na niej się natychmiast oparła, bo na razie nie ma kogo innego. A jak już się oprze, to już się nie oderwie. /To jest ten sam dramatyczny problem, przed którym stanął Gomułka w 56 r., a w 57 r. sprawa była już przesądzona, po słynnym przemówieniu Gomułki na spotkaniu aktywu partyjnego, który przyszedł na spotkanie przerażony, a wyszedł uspokojony. I po 2-3 latach był spokój. Przed tym samym niebezpieczeństwem stanął Gierek w 1970 r. i utonął. Bo nie zdobył się na odwagę. Nie dlatego utonął, że podjął błędną politykę gospodarczą. Przecież to nie Gierek – ktoś mu podsuwał, setki i tysiące ludzi to realizowały, bo to był ich własny, kastowy, grupowy interes. Przecież nie można wymagać od przywódcy państwa, żeby oceniał dokładnie ekonomiczne warianty każdego kontraktu. A cała koncepcja została mu podsunięta także przez tę właśnie wielką, spokojną nienaruszalną przez 30 kilka lat grupą. /I to, co się stało 13 grudnia ci ludzie jeszcze nie wiedzieli, co się będzie działo. Wojsko po raz pierwszy przejęło władzę i teraz można było zrobić wszystko:
[974] stół był pusty. Można było jeszcze wtedy rozdać wszystkie karty. Ale obecnie istnieją obawy, podzielane przez KK, że w tej chwili źródłem oparcia dla władzy staje się spowrotem ta sama klasa. To ona formułuje spowrotem propagandę sukcesu w TV są same sukcesy tylko oficjalne dane GUS mówią, że produkcja dwóch miesięcy 82 r. jest o kilkanaście procent niższa niż produkcja z okresu 81 r., kiedy były strajki, niepokoje i anarchia. To ta sama grupa społeczna podsuwa koncepcję, że tylko my jesteśmy jedynym oparciem, że wszędzie drzemie wróg, że trzeba przeprowadzić czystki, sprawnie, szybko i mocno, bo tylko tak można tym narodem rządzić. W szeregu wystąpień prasowych udowadnia si nam zupełnie co innego niż jeszcze kilkanaście miesięcy temu, że jesteśmy narodem anarchizującym, w gruncie rzeczy nie wyrobionym politycznie, głupawym, romantycznym, pozbawionym realizmu. Mówią to ci sami ludzie, którzy nam jeszcze parę miesięcy temu schlebiali pisząc, że jesteśmy dojrzałym narodem. /Ludzie stojący u szczytu władzy są z istoty rzeczy zdani na pewien zestaw informacji, no to, co do nich dopłynie. Otóż obawiam się, że to, co było tragedią wielu poprzednich ekip, może nastąpić i teraz, ponieważ ta grupa stwarza takie sito przez które nic nie przejdzie. /Jaka jest zdaniem KK koncepcja wyjścia z tej sytuacji? /Otóż wyjściem może być tylko pojednanie. Ale żeby mogło dojść do pewnego porozumienia społecznego, to musi się porozumieć ktoś z kimś. Ale to, co się w tej chwili dzieje, jest znowu niebezpieczną grą złudzenia, stwarzaniem pozorów porozumienia, zamiast rzeczywistego porozumienia. OKON-ie i najrozmaitsze inne formy społeczne mają porozumiewać porozumienie w miejsce porozumienia rzeczywistego. Zdaniem KK taka pozoracja nie jest celowa. Stąd – nie ukrywam – wstrzemięźliwość, nie negatywne stanowisko KK SD dla tego – może rzeczywiście spontanicznego – ruchu powstania tych właśnie ciał. /Naszym zdaniem porozumienie powinno obejmować tych, którzy byli przedtem skłóceni. No bo trzeba się przecież porozumieć z kimś, kto ma inne poglądy, a nie z tym, co ma identyczne. Władza nie musi się porozumiewać z aparatem partyjnym, służbą bezpieczeństwa i wojskiem, bo z nimi i tak porozumienie jest pełne. Chodzi o porozu-
[975] mienie z tymi, którzy mają inne poglądy, którzy prezentują inną koncepcję, o porozumienia na bazie pewnego minimum interesów państwowych, interesów elementarnych. Państwowych – a nie koniecznie politycznych, czy ideologicznych. /Otóż to minimum porozumienia naszym zdaniem musi obejmować – co jest rzeczą niezmiernie trudną, ale jeszcze możliwą, by przekonać o tym jeszcze grupę działaczy “Solidarności”, których autorytet i wpływ na poglądy społeczne nie zmniejszył się przez to, że zostali internowani. Autorytet kard. Wyszyńskiego nie był nigdy tak wielki, jak wtedy, kiedy był w Komańczy. I taka jest prawda społeczna, prosta, z której – mam nadzieję – zdaje sobie sprawę, nie tylko KK SD. /Po, to, żeby mogła dojść do pewnego porozumienia, muszą być zaakceptowana pewna elementarne rzeczy. Po pierwsze, że w tym kraju może panować tylko ustrój socjalistyczny, czy się to komuś podoba, czy się to komuś nie podoba. A nie podoba się wielu ludziom. Albowiem władza, która ten ustrój socjalistyczny budowała, zrobił naprawdę dużo, nie chcę używać innych słów, żeby ludziom ten socjalizm obrzydzić doszczętnie, żeby skompromitować zarówno samą ideę, jak i metodę jej realizacji. Dalej, że koncepcję socjalizmu w Polsce mogą realizować w warunkach na dziś, na jutro, na pojutrze tylko w sytuacji, kiedy ster władzy w kraju trzymają w swym ręku polscy komuniści. Taka jest prawda i nie trzeba wyjaśniać, dlaczego tak jest. Co nie znaczy, że należy stąd wyciągać wniosek, że ma to być władza udzielna, absolutna i z nikim nie dzielona. To jest to, co w tej chwili pojawiło się w naszej prasie, w ramach której “Rzeczywistość” wznowiła swoją działalność i wszystkie publikatory nie bardzo się od siebie różnią. Uważa się, że kierownicza rola partii, że siła władzy polega na tym, że dzierżymy ją tylko my i z nikim się tą władzą nie dzielimy na najmniejszym odcinku, że o wszystkim mamy decydować, zarówno o kierunkach, metodach jak i wyborze celów – o wszystkim. I we wszystkich dziedzinach życia, tak w polityce wewnętrznej, zagranicznej, jak i gospodarce. A także kulturze. W tym ostatnim zakresie jest rzeczywiście dramatyczna sytuacja. Bo o ile można sobie pozwolić na ortodoksję
[976] w polityce, na ortodoksję w gospodarce już z mniejszym skutkiem, to ortodoksja w kulturze staje się końcem kultury po prostu. Ale miejmy nadzieję. Tego się w Polsce nigdy nie udało wprowadzić na dobre, nawet w latach 50-tych, bo u nas zawsze były jakieś niespokojne duchy, które niosły przed narodem ten kultury kaganiec. Mam nadzieję, że teraz też to będą robić w tych trudnych – ale mam nadzieję, że nie tak długo trwających – czasach. Jeżeli idzie o ten sposób sprawowanie władzy. /Dalszym warunkiem porozumienia narodowego oprócz tych dwóch impoderabiliów politycznych, o których powiedziałem, jest trzecie – mianowicie zrozumienie miejsca Polski w Europie w tym znaczeniu, iż Polska musi pozostać członkiem Paktu Warszawskiego i sojusznikiem Związku Radzieckiego. Co znowu nie oznacza koniecznie mahometańskiego podania na twarz i lizusowskich metod, które mierzą także towarzyszy radzieckich. Serwilizm jest niejednokrotnie przykry dla tych, wobec których on jest okazywany. Związek Radziecki chce i musi mieć tutaj sojusznika. Ale to nie znaczy naprawdę, że musi mieć koniecznie bałwochwalcę. Bo taka metoda uprawiania przyjaznych stosunków ze Związkiem Radzieckim przynosi szkodę tym stosunkom. Bo oczywiście w tym całym zakłamaniu, w tym całym niesłychanym zafałszowaniu rzeczywistości, przeszłości i wszystkiego co było, rodzi się w narodzie efekt odrzucenia. Niesłuszny. To jest nie tylko przekonanie KK, bo to jest sojusznik, z którym warto być w sojuszu i z którym musi się być w sojuszu. Ale w s o j u s z u. Ale w nim a nie dla nich. I to są te rzeczy, na bazie których naprawdę można się dogadać. Bo przecież nawet i ludzie, którzy określani byli jako ekstremiści “Solidarności”, w każdym razie werbalnie, tego nie kwestionowali. Ile popełniono błędów w tym zakresie! To jest inna sprawa. Ale to było zrozumiałe, zwłaszcza po latach lakiernictwa, że w tej chwili wahadło musiało pójść w drugą stronę i przypisywało się bardzo często towarzyszom radzieckim błędy w drugą stronę i przypisywało się bardzo często towarzyszom radzieckim błędy i winy, który oni nie popełnili, a które popełnili nasi, to w Polsce, szczególnie w zakresie gospodarki i handlu. Nie jestem wcale przekonany, czy
[977] te dezinformacje na temat rzekomej drapieżności w stosunkach polsko-radzieckich pochodziły od ekstremy “Solidarności”, czy też nie wychodziły one czasem od ludzi, którzy chcieli odbić piłeczkę i przerzucić własną głupotę i niekompetencję, czasami i nieuczciwość na tych tam… Pokazuję się wtedy do góry i rozkłada ręce: no, tego już się nie dało przeskoczyć. Dało się przeskoczyć, ponieważ stosunki handlowe ze Związkiem Radzieckim mogą być korzystne i mogą być układane na normalnych zasadach, tylko trzeba chcieć, trzeba po prostu prowadzić rokowania handlowe a nie czołgać się w prochu i realizować własne grupowe interesy przez zaskarbianie sobie wdzięczności tych tam, gdzieś tam kiedyś na przyszłość najsilniejszych sojuszników. sojusz ze Związkiem Radzieckim to jest więc już punkt trzeci. To jest oczywiste. Usiłowano stworzyć w Polsce obraz zagrożenia dla tych stosunków, zagrożenia, które akurat nie wychodziło z tej strony, którą się sugerowało. Dalsza kwestia. /Zgadzamy się, że musi być realizowana reforma gospodarcza. Że ta gospodarka tak dalej funkcjonować nie może. Nie ekonomia jest nauką empiryczną, bliższą naukom przyrodniczym niż filozofii. A więc albo stosujemy się do wszystkich jej kanonów, albo do żadnych. We fizyce nie można np. wybrać sobie, że stosujemy się do jakiegoś tam prawa Ohma a nie stosujemy się do innego prawa elektrycznego, bo ono nam jest niewygodne. Jeżeli tak podejdziemy do elektryki, to nie zbudujemy nawet dzwonka elektrycznego. Albo uznajemy, że funkcjonują wszystkie elementy pewnego świata przyrodniczego, pewne prawidłowości, albo żadne. Jak uznamy, że żaden, to przynajmniej udajemy się w mistykę, jesteśmy porządnym pustelnikiem, mamy bezpośredni kontakt z zaświatami i wtedy jest nam dobrze. To samo jest w ekonomii. Albo się przyjmuje że to, co wymyślili Fenicjanie 5 i pół tys. lat temu jest pewną prawidłowością ekonomiczną, niezależną od dobrej woli i chciejstwa tych, którzy o pociągnięciach gospodarczych decydują, albo się nie wierzy w nic. albo powiedzenie, że powiedzmy akceptujemy działanie rynku, ale tylko jeśli idzie o kształtowanie pewnych cen pewnych towarów, ale nie akceptujemy np. skuteczności zasady konkurencji,
[978] albo nie akceptujemy zasady podejmowania swobodnych decyzji i swobodnego kształtowania stosunków przez jednostki gospodarcze np. działanie takich prawideł w sektorze nieuspołecznionym – doprowadza do tego, że mamy w gospodarce po prostu chaos i tego się w ogóle nie da zreformować./ I stąd twierdzenie wielu ludzi z kręgów tzw. opozycji demokratycznej w Polsce, mam tu na myśli m.in. Jacka Kuronia, a którego tutaj tak spostponowano, że to jest ustrój niereformowalny. On jest reformowalny, tak jak każdy system jest reformowalny, tylko trzeba założyć, że te reformy mają być przeprowadzone, ale wszystkie. Natomiast jak się będzie chciało wprowadzić reformy na tej zasadzie, że tu popuścimy, ale tu weźmiemy, to oczywiście nic z tego nie wyjdzie. /Dlaczego znowu takie niebezpieczeństwo grozi? Bo ta grupa, która w istocie o wszystkim decyduje, ma to wszystko zrealizować, nie jest tym zainteresowana. Ona jest zainteresowana utrzymaniem status quo, dlatego że tak dobrze, jak w tej sytuacji, to jej jako grupie nie będzie nigdy. /I wreszcie rzecz podstawowa w chwili obecnej. Ponieważ reforma gospodarcza idzie opornie, a sytuacja gospodarcza jest taka, że szybkiej poprawy oczekiwać raczej nie należy, więc przekonanie ludzi o celowości mrówczej pracy, pracy ograniczonej, wysiłku drobniutkiego, na co dzień zadowolenia się niewielkim, takiej pracy od podstawy, jaką głoszono po Powstaniu Styczniowym, raczej jest niemożliwe. To nie chwyci. Potrzebny jest pewien bodziec emocjonalny. Trzeba do ludzi wyciągnąć rękę, dać im nadzieję, powiedzieć: jest źle, ale przecież coś tu się będzie działo. I tym elementem, bez którego nie ruszy żadne porozumienie, bo trudno żeby się porozumiał strażnik z więźniem, jest naszym zdaniem odstąpienie – niekoniecznie natychmiastowe, ale określenie terminu zakończenia stanu wojennego. Taka jest treść naszej uchwały. Tak, aby ludzie mieli nadzieję, że jak będą grzeczni do pewnego momentu, a wszystko będzie szło dobrze, to Sejm podejmie dyskusję nad tym, czy można czy nie można przedłużyć o dalsze, ale o k r e ś l o n e trzy cztery miesiące istniejący stan wojenny. Że muszą być podjęte poro-
[979] zumienie z grupą antagonistyczną. Bo to nie jest grupa kilku ludzi, tylko to jest grupa, która ma za sobą poparcie społeczne w tej chwili także tych, którzy się przedtem dystansowali od niej. Mam na myśli oczywiście “Solidarność”. Był to ruch niejednolity i wielu ludzi miało specyficzny stosunek do wielu pociągnięć, do czasami nie najszczęśliwszego składu personalnego różnych organów “Solidarności”. Ale w sytuacji, kiedy ci ludzie siedzą, w której Związek jest atakowany w sposób niesmaczny w wielu wypadkach, w taki sposób, jakby wyciągnięto powiedzmy wzór A- z roku 1953, tak to wygląda w wielu wypadkach, w której prowadzi się dość bezpardonową propagandę polityczną przeciwko temu Związkowi, to także i ci, którzy kiedyś się dystansowali od tego, dystansują się teraz od tych metod. Zawsze łatwiej jest być po stronie atakowanych, niż po stronie tych, którzy dzierżą władzę. /Dlatego trzeba wyciągnąć rękę. Czy się to podoba, czy się to nie podoba. Bo taka jest rzeczywistość społeczna. I to się także znalazło w uchwale KK. Bez tego nie ruszymy. Twierdzenia – nie uwłaczają nie dobrym intencjom naszego Przewodniczącego prof. Kowalczyka – że porozumienie społeczne tak, ale jakiegokolwiek pobłażania, wspaniałomyślności to mowy być nie może, bo z wrogami nie można się dogadywać, polega na nieporozumieniu. Bo rokuje się właśnie z wrogiem, a nie z przyjacielem, jeżeli używamy tej terminologii. Dlatego też uważamy, że są szanse na to, aby można było dla tych elementarnych warunków zdobyć poparcie u większości przywódców dawnego Związku Zawodowego “Solidarność”. Ale nie tylko tam. Także u członków naszego Stronnictwa. Wcale bowiem nie jestem przekonany, czy CK wyraża w tej chwili wolę większości członków. Statutowo tak. Ale czy rzeczywiście – można by mieć co do tego wątpliwości. Nie przeprowadzaliśmy żadnych ankiet, nic na ten temat nie wiemy, ale chyba to nie odzwierciedla tego, co się dzieje w tzw. bazie członkowskiej. /W związku z tym naszym zadaniem jest – tak jak to widzi KK – obrona zdrowego rozsądku i minimum demokracji, tzn. uważamy, że musimy się przeciwstawiać tym wszystkim ekstremalnym poczynaniom, które w rzeczywistości zaprzeczają deklarowanym intencjom władzy – odwetowi na dole, nieuzasad-
[980] nionym rewanżom personalnym, musimy przeciwstawić się uprawianemu w tej chwili mechanizmowi propagandy, temu co można określić jako pewną reakcję milczenia. Ludzie zamilkli. Bo się boją. Jest to bardzo zła sytuacja, bardzo zły objaw. Właśnie dlatego rozmawiamy tu otwarcie, żebyśmy do końca nie postradali umiejętności mówienia sobie prawdy i szczerze. Musimy bronić prawa do prawdy. Tylko nie w sposób werbalny, ale na każdym kroku, zakładach pracy, wszędzie gdzie jesteśmy. Właśnie dlatego, że jako partia polityczna, legalnie działająca, mamy prawo do obrony minimum – jeżeli nie swobód demokratycznych, bo je w tej chwili zawieszono – to przyzwoitości. I to jest naszym obowiązkiem. Co dalej? Uważamy, że nie mamy powodu, aby kryć nasze poglądy co do konieczności rezygnacji ze środków represyjnych. Co do tego, że uważamy to za zło, że tego nie da się pogodzić – jakby na sprawę nie patrzeć – z ideałami XII Kongresu. I na nic tu się nie zdadzą werbalne, mało udolne sztuczki takie czy inne, bo albo są swobody demokratyczne albo ich nie ma. Uważamy, że powinno się przywrócić minimum swobód demokratycznych, że powinno się dążyć do tego, także i w naszej codziennej działalności, aby nam przywrócone zostało poczucie bezpieczeństwa. Bo to nic, że nikt z nas nie jest internowany, ale może być. I na tym polega istota rzeczy w tej rzeczywistości obecnej. Istota działania środków represyjnych polega nie na tym, że one są stosowane masowo, ale że mogą być w każdej chwili zastosowane do każdego. I to jest coś, z czym my jako KK, nie możemy się zgodzić, czego jako zjawiska trwałego nie możemy zaakceptować, jako czegoś, co ma się stać metodą życia politycznego w naszym kraju. To jest nie do przyjęcia. Albo jestem Stronnictwem Demokratycznym, albo nie. Stąd też nasz dystans do tego rodzaju polityki. # Uchwała /DK SD Kraków – Śródmieście podjęta na VI posiedzeniu plenarnym w dniu 29 marca 1982 roku./ 1. Stronnictwo Demokratyczne od 45 lat stojące na stanowisku tolerancji i wierności humanistycznym ideom demokracji nie może i obecnie – w czasie poważnych ograniczeń wynikających z wprowadzenia stanu wojennego zawieść oczekiwań szeregów członkowskich SD uchylając się od prezentowania własnej, niekoniunktu-
UWAGA! Brak ciągłości tekstu KRONIKI.
Brakuje dokończenia tekstu 107. Dnia Okupacji
oraz kolejnych Dni Okupacji: 108-110.
Mimo braku ciągłości tekstu zachowano ciągłość numeracji oryginalnych kart KRONIKI.